W swoim zbiorku mam 3 pomadki Golden Rose, weszły w moje posiadanie dobre pół roku temu. Zamówiłam je korzystając ze sklepu internetowego na ich stronie, niestety do wyspy GR nie mam dostępu :(
Na pewno kupiłabym więcej kolorów gdybym miała możliwość sprawdzić kolory na dłoni i zobaczyć na żywo. Szukałam w internecie jakiś prezentacji kolorów, nie sugerowałam się odcieniami pokazanymi na stronie, zupełnie nie oddają ich uroku.
Jestem bardzo na TAK. Za tą cenę chyba nie ma lepszych, polskich pomadek z równie ogromnym dostępem odcieni. Jest w czym wybierać :)
Zdecydowałam się na dwa kolory nude, ciepły i zimny z klasycznej serii (mają skośnie ścięte opakowanie) oraz jeden kolor z serii perfect shine, padło ma rudo pomarańczowy odcień, nigdy takiego nie miałam.
Opakowanie: bardzo przyzwoite i jak za cenę 8,60 bardzo ładnie wygląda. Nie rozpada się, widać ślady używania w postaci zdzierających się napisów.
Efekt na ustach: bardzo świetlisty, nie ma suchego wykończenia, wygląda jakby była pokryta błyszczykiem.
Nie wysuszają ust, mają w składzie wosk pszczeli, który jest odpowiedzialny za zmiękczenie jednak trzeba je nakładać na zadbane, nie spierzchnięte usta ponieważ podkreślą suche skórki.
Trwałość: około 2 godz, schodzi raczej równomiernie, nadmiar zbiera się w kącikach dlatego używam z umiarem. Podczas mrozu czuję przyjemne zmiękczenie. Dobrze wygląda na pomadkach ochronnych jak i samodzielnie.
Zapach
Muszę o nim coś skrobnąć. Seria klasyczna nie przypomina przyjemnych zapachów obecnych pomadek. Pachnie pomadką mojej mamy :) W sensie taką z "dawnych czasów", kiedyś wszystkie pomadki tak pachniały, zapach dla mnie bezcenny, jako dzieciak po cichu mazałam się szminkami mojej mamy, teraz sama mam taką ;)
Teraz może parę słów o samych odcieniach.
Pierwszą 98 mogę spokojnie zaliczyć do klasycznych pomadek nude, jest w niej trochę różu, trochę beżu, delikatna, chłodna, u mnie nie daje trupiego efektu i nie rozbiela moich ust.
Najlepiej komponuje się z różowym różem oraz brązowymi i różowymi cieniami. Wydaje mi się, że to najbardziej popularny kolor, swatche nie trudno znalezć :) Jeden z niewielu, który do mnie pasuje i nie wyglądam jak topielica, beże są bardzo trudne w noszeniu, nie ożywiają makijażu, łatwo o efekt zmęczenia na twarzy. Absolutnie nie ma fioletowych tonów.
Drugi kolor 121 to nude brzoskwiniowy, pasuje idealnie dla wszystkich ciepłych typów urody. Ożywia twarz, pięknie wygląda z brzoskwiniowym różem lub z bronzerem w ciepłym odcieniu. Współgra idealnie ze wszystkimi brązowymi cieniami. Bardzo przyjemny kolor z ładnym połyskiem.
Ostatnia 220 (perfect shine) to zdecydowanie mocny pomarańcz z rudawymi tonami, sięgam po kolory na które 2 lata temu nawet nie patrzyłam. Kojarzyły mi się z babciami :D Okazuje się że całkiem do mnie pasują, kwestia dobrania reszty makijażu. Intensywny kolor, nawet nieco "wżera" się w usta przez co jest bardziej trwały. Ścięta z dwóch stron co jest trochę niewygodne w aplikowaniu. Nie schodzi równomiernie, czasami zostają kontury wokół ust jak jestem dokładna i wyrysuję nią idealnie kształt.
Na pewno uwydatni kolor niebieskiej tęczówki i będzie pasowała do typu kolorystycznego jesień.
Cena: 8,90